Droga do Milford Sound,
jest niesamowita. Prowadzi przez tak malownicze tereny, że ciężko zdecydować w którą stronę chciałoby się patrzeć.
Ja zaplanowałem, że odwiedzę kilka szlaków i nie odpuszczę tym razem tak wielu ciekawych miejsc. Pierwsza wędrówka tego dnia to jezioro Gunn. Droga nad nie była bardzo prosta, a gęste zielone lasy robią wrażenie. Nigdzie na świecie takich nie widziałem i przyznam, że drzewa wyglądają na bardzo stare.
Po kilkunastu minutach dotarłem nad jezioro i sam widok oczywiście zapiera dech, ale cóż nie zatrzymuję się i ruszam dalej.
Chwila na powrót i w drogę…
Około godzinę później dotarłem w kolejne miejsce i tu rozpoczyna się szlak nad jezioro Howden. Tym razem to nie przelewki. Kilka godzin marszu pod górę, ale nie ma co marudzić, bo widoki przyznam są przepiękne.
Góry, lasy, wodospad i specjalnie przygotowana trasa. Gdzie nie gdzie trzeba przeprawiać się przez przewalone drzewa i małe strumyczki.
Kiedy dotarłem nad jezioro, moim oczom ukazało się schronisko, jednak, żeby w nim zostać trzeba wcześniej zarezerwować sobie miejsce. Przeszedłem jeszcze spory kawałek wzdłuż brzegu.
Niestety zaczęło się robić ciemno, a przede mną jeszcze kilka ładnych kilometrów do miejsca startu, więc ruszam.
Wracając do tematu schroniska to przyznam, że ogólnie były tam pustki, ale w drodze powrotnej spotkałem kilku wędrowców i być może zmierzali oni właśnie tam. Cała ta trasa zajęła mi około 5 godzin, tam i z powrotem. Kiedy wróciłem do samochodu to chwilę później już spałem.
Był to bardzo wyczerpujący dzień…
Poranny mróz
zaskoczył mnie jak nigdy.
Chociaż wiem, że jestem w górach to i tak pomyślałem, że to jeszcze nie pora na takie temperatury. Tego poranka zatrzymałem się w kilku miejscach, które musiały zadziwić mnie tylko widokiem, bo jakże inaczej.
Droga tutaj przypomina mi tą w Szwajcarskich Alpach. Nawet jej budowa jest podobna, a punkty widokowe są dosłownie co chwilę. Przy okazji oczekiwania na przejazd tunelem można poobserwować tutejsze papugi górskie.
Ich nazwa to Kea, są bardzo psotne i sprawiają wrażenie oswojonych. Obserwowałem jedną z nich na poprzedzającym mnie samochodzie, gdzie próbowała rozwiązać dziobem sznurek z dachowego bagażnika. Rozśmieszyło mnie, kiedy właściciel machał ręką, a ona nic sobie z tego nie robiła.
Wreszcie po około 10 minutach ruszam przez tunel. Jest w nim wąsko i jest tylko jeden pas ruchu, więc dlatego trzeba czekać. Po drugiej stronie bardzo kręta i dająca wiele radości z jazdy droga, a dookoła oczywiście góry i niesamowicie piękne widoki.
Teraz pewnie spodziewaliście się, że pojadę prosto do Zatoki Milforda, a jednak jeszcze nie! Postanowiłem odwiedzić jeszcze jedno miejsce po drodze. Nazywa się ono The Chasm i jak to zwykle bywa w takich okolicach i w Nowej Zelandii jest przepiękne.
Wartka rzeka, która przeradza się w niesamowite wodospady i wyryte przez wodę tunele. Wszystko to można obserwować ze specjalnie zbudowanego pomostu.
Droga tutaj to około pół godziny wolnym krokiem od najbliższego postoju. Uwierzcie mi, warto, a ja, żeby potrzymać was w napięciu opiszę Milford Sound w następnej części mojego sprawozdania z podróży „Never Give Up!!!” 😊